katalog_tichy-2Płaszcz na całe życie

Roman Buxbaum

Świat sztuki poznał już Tichý’ego jako fotografa. Mniej rozpoznane pozostają jednak konceptualne i performatywne aspekty jego życia i twórczości. Pewien epizod z lat 70., który zachował w pamięci jeden z przyjaciół artysty z młodości obrazuje jego „pociąg do Gesamtkunstwerk” oraz performatywny charakter jego sztuki. Tichý miał rzekomo podjąć próbę ubezpieczenia swojego zdartego płaszcza na kwotę 100 000 koron czeskich, za którą w latach 70. można było nabyć nowe, luksusowe auto. Ta wspaniała przypowieść mogłaby dotyczyć chasydzkiego rabina z opowieści Bubera, której akcja rozgrywała się w tym samym rejonie Europy Wschodniej 200 lat wcześniej. Mógłby to być też koan mistrza Zen, uwspółcześniona wersja opowieści greckiego stoika, bądź też performance ucznia Josepha Beuysa. Zrównanie wartości obdartego płaszcza i luksusowego samochodu przywodzi na myśl rozmaite legendy, począwszy od Św. Franciszka z Asyżu do Św. Marcina i symbolizuje świadomą decyzję o życiu w ubóstwie. Zniszczony płaszcz jest wart więcej niż luksusowe auto, ponieważ oznacza wolność. W kontekście systemu, który kupuje ludzkie dusze za przywilej posiadania samochodu czy pralki, dokonany przez Tichý’ego wybór stanowi heroiczny akt oporu.

Płaszcz Tichý’ego jest jednak czymś więcej. To okrycie uszyte przez jego ojca (krawca). Okrycie, którego jego syn nigdy nie zdejmował. Spędzał dnie i noce w tych samych ubraniach, a kiedy zaczynały się rozpadać naprawiał je przy pomocy drutu i sznurka. Sztuka i życie były dla niego tożsame. Dla Tichý’ego jego płaszcz był tak samo ważny, jak jego aparaty fotograficzne – o wszystko dbał tak samo starannie. Zasady, które wypracował w codziennym życiu były tymi samymi zasadami, których przestrzegał fotografując. Jego niesławne „metody postprodukcji”, za sprawą których odbitka przeistaczała się w istny klejnot opierały się na tych samych zasadach, które wyznaczały podejście do codziennych zadań: „reperowanie” przymałego buta poprzez odcięcie czubka, mielenie kamieniem na mąkę znalezionych na polu ziaren, żeby samodzielnie upiec chleb, budowa pralki lub odbiornika radiowego z drewna i odpadków – to wszystko znaczyło dla niego to samo, co konstruowanie aparatu fotograficznego. Budowa klatki chroniącej żywność przed myszami, które uważał za swoich braci, nie różniła się od konstruowania obiektywu z pleksi i tektury. Jako prawdziwy człowiek renesansu, Tichý podejmował się wszystkich niezbędnych zadań nie czyniąc rozróżnienia na sztukę i nie-sztukę. Kiedy potrzebował czarnej farby, zdrapywał popiół z komina i mieszał go z olejem lnianym – bez względu na to, czy potrzebna mu ona była do malowania czy „tylko” do naprawy ramy okiennej.

Płaszcz był przedmiotem istotnym zarówno w sztuce, jak
i w życiu Tichý’ego. Jego zdarte ubrania zdawały się pełnić wiele różnych funkcji – artystycznych i prozaicznych. Wygląd chronił go przed oczekiwaniami społeczeństwa i nadawał mu aurę inności, sprawiając, że stawał się „nietykanym”, „błaznem” i wyłączał go z rywalizacji na polu doświadczeń seksualnych. Nie będąc częścią tego świata, cieszył się wolnością stawania się jego częścią. Jak ujął to jego przyjaciel z dzieciństwa, psychiatra Harry Buxbaum – i co Tichý sam lubił powtarzać – „szaleńcy to ci, którzy są w mniejszości”. Istnieje fotografia przedstawiająca młodego Miroslava Tichý’ego w tradycyjnym stroju ludowym. Została zrobiona prawdopodobnie w 1957 roku, na długo zanim artysta zaczął się wyróżniać swoim ubiorem i stylem życia. Ogarnięte euforią miasteczko Kyjov bawiło się wówczas na pierwszym festynie ludowym od czasów wojny i końca epoki Stalina. Choć w pstrokatej koszuli i kapeluszem z piórkiem Tichý wyglądał odrobinę głupio, strój ten zdawał się zapowiadać jego późniejsze odzienie mające już inny charakter.

katalog_tichy-9W portfolio odnajdziemy wybór ośmiu fotografii przedstawiających Miroslava Tichý’ego w latach 60. i 70., których autorem jest Petr Kozánek. Obydwaj nadal mieszkają w położonym na prowincji, niewielkim Kyjovie i łączy ich przyjaźń trwająca całe życie. W trudnych latach okresu tzw. „normalizacji“, kiedy miejscowi komunistyczni aparatczykowie na powrót przejmowali władzę powoli rozwiewając nadzieje rozbudzone wiosną 1968 roku, Dubček i Svoboda utracili stanowiska, a pomnik Stalina powrócił do parku w Kyjovie. Petr Kozánek był jednym z dwóch odważnych dysydentów w tym mieście, którzy podpisali deklarację Karty 77, przez co stał się politycznym banitą i znalazł się pod ścisłym nadzorem milicji. Kiedy w jego domu spotkało się środowisko Karty 77 (do Kyjova przyjechał nawet Vaclav Havel), do akcji wkroczyła tajna policja z Pragi. Kozánkiem zajmował się jednak przede wszystkim ten sam miejscowy milicjant, który ścigał Tichý’ego. Lista dysydentów była krótka Kozánek, Tichý, Cejp, Dundera, Spurn. Zaprzyjaźnili się, bo unikali ich tzw. „normalni ludzie”. Byli wyrzutkami. Ale Petra Kozánka i Miroslava Tichý’ego łączyła także wspólna fascynacja fotografią. Przechadzali się razem po Kyjovie – Tichý fotografował kobiety,
a Kozánek fotografował Tichý’ego.

Kozánek uwieczniał Tichý’ego przez długi czas w latach 60. i 70. i był jedyną osobą, która zajmowała się tym dopóki ja sam nie zacząłem fotografować Tichý’ego i jego prac we wczesnych latach 80. Zbiór wykonanych przez Kozánka portretów liczy około 80 fotografii, które podzielić można na trzy grupy. Pierwsza z nich to wczesne portrety z lat 60., kiedy zimowy płaszcz wciąż jeszcze był nowy i niezniszczony. Druga grupa obejmuje wspaniały cykl portretów w ogrodzie naszego domu, gdzie w latach 1956–1973 Tichý miał swoją pracownię. Trzecia zaś to świetna seria wizerunków Tichý’ego w starszym wieku w kotłowni („Kotelna”). Kozánek i Tichý odwiedzali tam swojego przyjaciela Cejpa, który także był dysydentem politycznym, a Kozánek uwiecznił na filmie Tichý’ego niczym Tarzana, z lwim sercem i błyskiem w oku. Nie znajdziemy tu już płaszcza, lecz jego miejsce zajął fenomenalny sweter i spodnie. Kotłownia była typowym miejscem przebywania i pracy dysydentów, i nawet ja wciąż pamiętam wizyty w tej wielkiej katedrze pełnej stali, pyłu węglowego i ciepła.

Kozánek i Tichý razem na ulicach Kyjova musieli stanowić
w oczach innych mieszkańców miasta niespotykaną parę! Dla podzielających wiarę w komunizm sąsiadów byli elementem niebezpiecznym, wrogami klasowymi, leniwymi pasożytami. Wszyscy trzymali się od nich z daleka, jak gdyby byli zadżumieni lub przylecieli z Marsa. Nikt oczywiście nie zdawał sobie sprawy, że oni i inni wyrzutkowie żyjący w izolacji kładli podwaliny pod nową fotografię i nowe, wolne społeczeństwo. Nikt też nie mógł przypuszczać, że pewnego dnia te szare zdjęcia zrobione tylko dla zabawy będą oglądane na całym świecie.