BUNTOWNIK
MAŁGORZATA SZAEFER
Miroslav Tichý – Tarzan na emeryturze, samuraj, atomista, obserwator, wyznawca chaosu, voyeurysta, anarchista. Film „Miroslav Tichý. Tarzan Retired” Romana Buxbauma jest kopalnią bezkompromisowych wypowiedzi outsidera. „Ja w ogóle nie istnieję. Ja jestem narzędziem. Narzędziem poznania być może.”1 Słowa te w pełni oddają outsiderską naturę artysty, w której świadomość przekracza granicę tego, co podświadome. Jest ona związana z nieodgadnionym czasem, z życiem, z matematyką, chaosem. „Wiesz czym jest życie?” - pyta. „Zdefiniuj to!” I konkluduje: „Każde poznanie jest ograniczone. Teraz dopasuj to do liczb. Jaka jest największa liczba, jaka najmniejsza? Poznajemy tylko to co możemy i co chcemy poznać.” To matematyczne dociekanie znikomości uniwersum. Próba rozpoznania możliwego, namacalnego a jednocześnie iluzyjnego, bo świat, jak mawiał Tichý, jest przecież iluzją, snem, marzeniem.
Fotografie Miroslava Tichý’ego mają moc metafizycznych pytań. Aspekt wolnego czasu, nudy, obserwacji jest tu połączony z matematyczną precyzją i metafizyczną zagadką. „Widzę kształty i przekładam je na matematykę. Muszę to wszystko dokładnie dopasować, nie tylko wizję optyczną. Od zewnątrz do wewnątrz eksploruję każdy atom. To sprawia, że jestem atomistą”.
Dla Tichý’ego „nuda” była głównym narzędziem poznania świata. Jego fotografie mówią o nim samym, który nie robił nic innego, jak „tylko spędzał czas”. Totalne, absolutne dzieło fotografa jest również opowieścią buntownika, odszczepieńca, outsidera, który mimowolnie znalazł swoje miejsce dzięki fotograficznemu medium. Doskonale zdawał sobie sprawę z reguł świata i sztuki. „Jeśli chcesz być sławny to musisz zrobić coś tak głupiego, że nikt inny na całym świecie tego nie zrobi! Rzeczy piękne i doskonałe nie są dla nikogo interesujące”, bo przecież najgorszym wrogiem sztuki jest banał. Tichý stał się piewcą nudy, czyli „egzystencjalnego ekwiwalentu banału”, jak ją nazwał Josif Brodski.2 Dokumentując rzeczywistość Tarzan z Kyjeva oddawał się temu, co nazywamy szwendaniem się, marnotrawieniem czasu, bezbrzeżną bezczynnością. Oddawał się nudzie. Jego obecność była trwaniem w pozornym bezruchu, w powolności myślenia, swobodnego rozmyślania, w refleksji. Tym są jego fotografie, które mówią o pięknie, ulotności chwili, zmysłowości świata.
Tichý przyznawał: „Idę do miasta i muszę coś zrobić, a nie tylko przejść się, więc po prostu naciskam migawkę./…/ Ja to wszystko robię automatycznie. To się dzieje samo, beze mnie.” Część widzenia wyznacza los, kula ziemska, część postępuje za spowolnionym czasem i okiem obserwatora, który sam staje się narzędziem czasu. Tichý stanowczo podkreślał, że: „To czas wyznaczał, tak jak mijał dzień. Wszystko jest już ustalone na Ziemi, która się obraca.” Podobno przewyższamy czas swoją wrażliwością. Wrażliwość to znamię fotografii Tichý’ego.
Czy rzeczywiście nuda i czas były narzędziami Tichego? A może to Tichý stał się narzędziem czasu i nudy? Wszystko to wymyka się jedynej racji, zwłaszcza w osobie outsidera. Niemniej jednak Brodski pisał dalej, iż „Nuda to zjawisko złożone, będące nade wszystko wynikiem powtórzenia”3, dzięki niej jesteśmy w stanie odkryć to, co z pozoru jest nie widoczne, banalne, zwykłe.
A zatem przemykanie zwykłych zdarzeń. „Albowiem nuda przemawia językiem czasu i może przynieść najcenniejszą lekcję w życiu /…/ lekcję naszej dogłębnej znikomości”4. Nuda według Brodskiego to inwazja czasu, która osadza życie we właściwej perspektywie. Nuda pozwala zrozumieć znikomość, poczuć skończoność.
Zrozumienie znikomości oraz poczucie skończoności wbrew pozorom wyznaczają pole wolności i moc sprzeciwu wobec tego, co zniewala. Tichý zbudował swój autonomiczny świat, który wybrzmiał po czasie spędzonym w więzieniu i szpitalach psychiatrycznych. Świadomość swojej celowości i wierność własnym regułom pozwoliły mu trwać w czasie i wolności. Zmysł wrażliwego obserwatora uruchamiał świadomość wyboru. Fotografie Tichý’ego powstawały z negacji totalitarnego systemu zniewolonej Czechosłowacji. To obrazy niezgody na plan pięcioletni, na zakaz studium aktu na uczelniach artystycznych, niezgody na służbę wojskową, pobyt w więzieniu. To obrazy buntownika, który tworzył wszystko od nowa, raz jeszcze, by nie korzystać z tego co uznane za normę. Takie fotografie mógł stworzyć tylko wolny, niezależny, nie poddany nikomu/niczemu człowiek.
Harald Szeemann pisząc o Tichým zauważył, że „Intensywność zawsze znajdzie swój środek wyrazu”5. To jedna z trafniejszych myśli, zwłaszcza w przypadku Tichý’ego, którego osoba jako fragment świata jest również obrazem tego świata z całą jego niedoskonałością, błędem, przygodnością i koniecznością. Estetyka błędu stała się znakiem rozpoznawczym outsidera. Tichý konstruował aparaty fotograficzne z odpadów, przedmiotów znalezionych, nie potrzebnych, zużytych, nie przydatnych. Nicował ich znaczenie, nadawał status niezbędnych, koniecznych fragmentów całości, jaką stanowiła automatyka aparatu fotograficznego. Budował teleskopowe obiektywy, do których soczewki zdobywał ze starych okularów lub wycinał z plexiglasu nożem, a następnie polerował papierem ściernym i pastą do zębów zmieszaną z popiołem papierosowym. Do konstrukcji teleobiektywów używał papierowych tub, które łączył z soczewkami asfaltem i malował na czarno. Ze szpulek od nici i elastycznego sznurka tworzył mechanizm, który uruchamiał migawkę. Estetyce błędu podporządkowana została również strona techniczna uzyskania odbitek. Precyzja czy laboratoryjna sterylność – te pojęcia zdawały się być Tichemu obce. Jest parę wyznaczników poetyki jego odbitek. Nie byłoby ich bez chaosu i mniej lub bardziej świadomego błędu: „wady są ich częścią, są one poezją, jakością obrazu”, mówił Tichý. Fotografie mają nadgryzione przez myszy brzegi, ślady linii papilarnych, plamy wytrąconego bromu. Pokrywa je kurz. To wszystko dosłownie podkreśla znikomość świata, jego tymczasowość. Było to czysto outsiderskie działanie zgodne z własną regułą i wbrew zastanemu porządkowi. Te fotografie to rodzaj odnawialnego zapisu, ustanawianego przez własny, anarchistyczny gest niezgody na to, co dane. „Aby to osiągnąć musisz mieć zły aparat…”
Tichý wychodził z domu około 6 rano i przemierzał miasto z aparatem fotograficznym. Negatywy i odbitki jakie po sobie pozostawił są jedynym świadectwem jego codzienności. Ujawniają ulubione miejsca na trasie powtarzanej przechadzki outsidera. Zaczynał fotografować na stacji autobusowej, dalej przechodził przez główny plac w Kyjovie, mijał kościół, bar mleczny, aptekę. W pobliskim sklepie kupował kilka rolek filmów fotograficznych. Szedł w stronę parku, obok którego znajdował się odkryty basen – docelowy punkt spaceru uważnego obserwatora. Kiedy w 1948 roku został wprowadzony zakaz studiowania aktu na uczelniach artystycznych, kyjovski basen stał się dla Tichý’ego miejscem obserwacji i studium kobiecego aktu. Jego czarno-białe fotografie przepełnione są ciepłem kobiecego ciała, erotyczną fascynacją ale też matematycznym wzorem doskonałości. Jest w nich pełnia życia, młodości, radości, zmysłowości. Prześwietlone słońcem fragmenty filmowych klatek, rozleniwienie nudą i powolnością trwającego czasu budują aurę niekończącego się, upalnego lata. Na pierwszym planie licznych ujęć widnieje siatka ogrodzenia, oddzielająca Tichý’ego od kąpiących się w basenie i opalających się kobiet. Ta siatka jest wyraźną granicą, śladem braku dostępu, co w „The Collector” Nick Cave podkreślił słowami: „Piękność kąpie się w klatce”. Wszystko to zdaje się unaoczniać istotny fakt – dla Tichý’ego świat jest kobietą… jest wszystkim… „Jestem obserwatorem – wszystkiego!”
Fotografował szybko, z odległości. Mówił, że „fotografia jest patrzeniem – okiem – tym, co widzisz. A to się dzieje tak szybko, że możesz w ogóle nic nie zobaczyć!” Nosił aparat pod swetrem i w szybkim ruchu reporterskim „łapał” kadr – skanował rzeczywistość. Tichý miał swój 5 – letni plan. „Ustaliłem sobie normę: muszę zrobić tyle i tyle zdjęć każdego dnia, tyle i tyle zdjęć przez 5 lat.” Zgodnie z nim porządkował chaos zużywając trzy rolki filmu fotograficznego dziennie. Przeszło setka fotografii każdego dnia. Siła jest pobrana z porządkowania chaosu… „Jestem prorokiem rozkładu i pionierem chaosu, bo tylko z chaosu wyłonić się może coś nowego”. Swoje fotografie Tichý wkładał pomiędzy kartki książek, zbierał je do dużego, metalowego pudełka, które trzymał przy łóżku, by mogły być zawsze w jego zasięgu. Chodził po swoich odbitkach, spał na nich, traktował je jako podkładki pod nogi stołu. Paradoksalnie wyraz tej abnegacji stał się siłą fotografii Tichý’ego. Jeśli lubił konkretne zdjęcie, kadrował je, wycinał dla niego tekturową ramę. Czasami dorysowywał szczegóły na fotografii, zaznaczając ołówkiem zarys nogi, czy oka fotografowanej postaci.
Te ułamki sekund zatrzymane w kadrze układają się w zdumiewający zapis czasu, dziś już rozproszony, częściowo bezpowrotnie stracony. To co zostało, jest świadectwem istnienia małych, pozornie skończonych banalności, w których – niby nic się nie dzieje – a jednak wybrzmiewa pytanie o sens. „Jaka jest największa liczba? Jaka jest najmniejsza liczba? Nie wiesz? Nie ma takiej rzeczy. Jest nieskończoność”.
1 Wszystkie cytowane wypowiedzi Miroslava Tichý’ego pochodzą z filmu
„Miroslav Tichý. Tarzan Retired.” w reżyserii Romana Buxbauma, a także tekstu Buxbauma pt. „Miroslav Tichý. Tarzan Retired”, w: „Miroslav Tichý”, International Center of Photography, New York 2010, s. 307–320.
2 J. Brodski, „Pochwała nudy”, przeł. A. Kołyszko, M. Kłobukowski, oprac. S. Barańczak, Wydawnictwo Znak, Kraków 2016, s. 88.
3 J. Brodski, op. cit., s. 88.
4 J. Brodski, op. cit., s. 92.
5 H. Szeemann, „Miroslav Tichý”, w: „Miroslav Tichý. L’homme à la Mauvaise Camera”, Galerie Pascal Polar, Bruxelles 2012, s. 19.