wisnia

„WIŚNIA”

P.M.- „Szczęśliwy ten, który nie wymaga od życia więcej niż ono spontanicznie mu daje, i kto kieruje się instynktem kotów, które szukają słońca, gdy świeci, a kiedy nie ma słońca, to jakiegoś ciepłego miejsca.”/Fernando Pessoa/
M.Sz. – Tak. Krzychu jest jak kot. Lubi wygrzewać się w słońcu, kopcić papierochy i ziewać…
P.M. – Jest w tym nieprzejednany. Myślisz, ze malarstwo może być takim ciepłym miejscem dla niego?
M.Sz.- Z pewnością. Jak powiedziałeś o tym słońcu to nagle widzę je w obrazach Krzycha. Niektóre z nich tak białe, że aż rażą bielą, odbitym od śniegu słońcem. Powidokiem w oku.
P.M. – Takiego widzenia, „półwidzenia” jest mnóstwo w jego obrazach.
M.Sz. – Lubię gdy mówisz o tych obrazach „patrzydła”, „widziadła” i ciągle gadasz o oczach. To istota „Wiśni” dla ciebie?
P.M. – Obecność spojrzeń przyciąga mnie. W pracach Krzycha są one tajemne. Jest w nich bliżej nieokreślony niepokój, natrętność oczu gapiów, które wyłoniły się z dechy w układach barwnych plam tylko po to, by zaspokoić ciekawość cudzą intymnością. Deska jest interesująca ale to tylko decha. Najistotniejsze to co maluje a nie na czym. To co chce powiedzieć, to istota sama w sobie. Dla mnie to „Podglądacze życia” jakby byli po albo przed…
M.Sz. – Śmiercią?
P.M. – Życiem. Na jedno wychodzi. Podglądacze są świadkami naszego istnienia. Zawieszeni w próżni, nieznośnej obecności milczenia przysłoniętej kolorem.
Wygląda na to, że Krzychu w swoim malarstwie bardziej przysłania, ukrywa niż odsłania. Nie wiem na ile jest to u niego świadome a na ile intuicyjne ale zostawia pewne szczeliny ciszy w magnetyzujących spojrzeniach malowanych przez siebie postaci.
M.Sz. - Ja mam fazę na te czerwienie – wypełniają krwioobieg, uzupełniają niedobory pigmentu pod skórą. Ciągnie mnie do nich. I ten skrót, który osiąga „Wiśnia” w kolorze i znaku. Wzajemnie przenikających się. Ideogram „noworódków” /określenie Krzycha/ prawie zawsze obecny, czy to jako zapis oczu czy zarys postaci. „Czerwony z przesłoniętym okiem” jest moim ulubionym obrazem.
P.M. – A dla mnie „Rembrandt”. Uwielbiam go z wielu względów. Jest tak inny od wszystkiego co stworzył Krzych. Czerń malarska z czerwonymi akcentami. Rembrandt.
M.Sz. – Lubię też tę biel pierwotną, kiedy zakłada ją na surowiznę dechy i kiedy sam ją stwarza, nie dopuszczając białego gruntu do głosu. Stwarza początek wychodząc od końca. Ale transy kolorystyczne są zapadniami, studniami, w które wpadam.
P.M. – Pamiętam „Ducha”, który wyłonił się z błękitów i bieli na surowej pilśni od antyramy. Był plener w Zakrzewie, 2002 rok. Krzych odwrócił nas sztaludze płytę chropowata stroną, z metalowa zawieszką do przodu, która później okazała się nosem tajemniczej postaci.
Widziałem skupione oczy Wiśni i cały rytuał nakładania malarskiego medium na surowe podobrazie. Jakby robił to od zawsze. Był tym oczarowany.
M.Sz. – Niebieski obraz z zawieszką „w nosie” jest cholernie świadomy i nowatorski.
Wykorzystanie zawieszki i to jak stwarza systemy połączeń w „Oknach”, miedzy poszczególnymi jego kwaterami jest doskonałe. Jakby każda część okna otwierała nowy znak większej obecności…
P.M . - A co z tym „Kotem”?
M. Sz. – Oto pytanie…
P.M. – A może to autoportret? Wygląda na to, że trochę go podsuszamy a on kocim sprytem wymyka się…Pamiętasz jak Beata nazwała go „zwierzem malarskim”?
M. Sz. – Hmmm…Tajemnica kryje się w oczach Krzycha.

Rozmawiali:Małgorzata Szaefer i Paweł Mysera